Posty

Wyświetlanie postów z 2015

Niech żyje bal! (cz. 2)

Ależ proszę, oto jest! Nowe miejsca, nowi ludzi czekają! Chodź, chodź, podejdź, nie bój się, zapraszam do lektury :D _____________________________________________________________ Opowiadanie III Niech żyje bal! (cz. 2) „Król umarł, niech żyje król!” * * * Na zewnątrz, z dala od hałaśliwych sal pałacu, pokaźna grupa gości zażywała wątpliwego świeżego powietrza. Gdzie nie spojrzeć, ktoś wydmuchiwał dym z fajki, bądź cygara prosto w twarz swojego rozmówcy. Na niektórych letnich stolikach stały fajki wodne nieznanego pochodzenia. Unosił się nad nimi fioletowawy dym, a nawet przechodzący w róż, by po chwili zabarwić powietrze granatem. Towarzystwo degustowało egzotyczne smaki, przy czym ich świadomość ogarniała błogość, nie mylić z otępieniem, choć... jak kto woli.

Gruba ryba na haczyku (cz. 2)

Opowiadanie V Gruba ryba na haczyku (cz.2) „Masz się za niezwykle ważnego, jak na martwego małpiszona” - Brad Jonesson?– zapytał, nie licząc na wyraźną odpowiedź. W końcu klient był zakneblowany. – A może raczej Brad Jones? - mimika gościa wskazywała na spore zaskoczenie. - Nie postarałeś się… nic, a nic. – ciągnął dalej. – Ponoć jesteś taki ważny, a nie wpadło ci do tej pustej makówki, by całkowicie zmienić imię i nazwisko? A tak, dodałeś tylko „son” do nazwiska i zadowolony. Gratuluje sprytu… - kpił z wyraźnie przerażonego gościa.

Gruba ryba na haczyku (cz.1)

Opowiadanie V Gruba ryba na haczyku (cz.1) „Masz się za niezwykle ważnego, jak na martwego małpiszona” Za małym okienkiem było słychać kocią walkę. Bitwa toczyła się o to, kto skonsumuje małego, martwego, szczura. Edgar obserwował z zaciekawieniem cały pojedynek. Stał przy tym na biurku, depcząc listę, jaką zostawił mu nieproszony gość. Obstawił wygraną rudego dachowca, gdyż wydawał mu się bardziej zaprawiony w boju. Możliwe, iż te wrażenie spowodowane było brakiem jednego oka oraz faktem, że pazury faworyta raz po raz topiły się w ciele oponenta.

Akademia, kolos oraz ślepy szaman (cz.2)

Opowiadanie IV Akademia, kolos oraz ślepy szaman  (cz.2) "A zobaczym się z panem normalnie niebawem. - coś strzeliło pod nogami. - Nawet bardzo niebawem. - dodał." Wraz z porą roku, jaka teraz panuje, pustynie postanowiła odwiedzić (z własnej woli, bądź nie) dość spora grupa letnio odzianych turystów. Ich styl był adekwatny do pory, w końcu było tylko 20 stopni na minusie, co oznacza środek lata w tych stronach. Jeszcze nie tak dawno podróżowali ekspresem w kierunku Pirholm, lecz troskliwy śniegowy tubylec nie chciał, by ominęły ich takie piękne widoki za oknami.

Akademia, kolos oraz ślepy szaman (cz. 1)

Opowiadanie IV Akademia, kolos oraz ślepy szaman  (cz. 1) „Jeśli mam tu zginąć, to przynajmniej spotkam się ze stwórcą pijany. Na pewno zrozumie!” Lodowaty podmuch hulał po bezkresnym pustkowiu. Gruba warstwa śniegu pokrywała wszystko po sam horyzont. Pustynia oddzielała Krasnoludzkie Morze od krainy wiecznej kłótni. Irmis, gdyż taką ów kraina nazwę nosi, posiadała wiele szlaków do wnętrza swojego terytorium. Prawie wszystkie używały morza. Tylko szaleniec zdecydowałby się na podróż po skutej lodem drodze przez samo serce Lodowej Pustyni. Dość zwyczajnie, gdyż krasnoludy z Gorto nie chciały zniechęcać turystów długą, prakrasnoludzką nazwą. Pustynię przecinały tory kampanii Ekspres Pustynny, a tuż obok nich robotnicy wybudowali prowizoryczną drogę dla wozów zastępczych. Krasnoludy uznawały, zważywszy na specyfikę tego miejsca, tego typu atrakcja za wręcz obowiązkową.

Niech żyje bal! (cz. 1)

Opowiadanie III Niech żyje bal! (cz. 1) „Król umarł, niech żyje król!” - Wejść. – padło z ust mężczyzny opartego o wielkim, panoramicznym okno. Bacznie obserwował, co się dzieje po drugiej stronie. Nad miastem rozpętała się porywista burza. Ludzie w popłochu uciekali, gdzie tylko mogli. Znalazło się paru, którzy uznali ulewę za dobry sposób na zmycie z siebie resztki zmartwień. Przynajmniej tak sobie wmawiali. Wraz z deszczem spływał cały brud, jaki po sobie pozostawili obywatele metropolii. Widok nie napawał optymizmem, czemu obserwator dał wyraz głębokim westchnięciem.

Blok IV, pokój nr 4 (cz. 2)

Opowiadanie II  Blok IV, pokój nr 4  (cz. 2) „ … może kiedyś był lekarzem, bądź jest po prostu pospolitym ćpunem” ... - Halo! Młoda damo, nie chowaj się! Wciąż Cię widzę! – krzyczała osoba z okna. - Ja też ją widziałem, racja Perry? – spytał drugi głos. - Prawda, w końcu widzimy to samo… – skwitował Perry. Dziewczyna domyśliła się, że facet w pelerynie to Perry, lecz gdzie jest Gary? Drugi głos musi należeć do niego. Słońce kuło ją w oczy, gdy tylko zwróciła wzrok ku oknu. Była w paskudnym położeniu. Wiedziała, iż chowaniem nic nie wskóra, ba może to rozwścieczyć szaleńców. Wyszła z cienia i stanęła oko w oko z obłąkaną parą. Zmarszczyła brwi i spojrzała w okno by znaleźć, gdzie jest Gary. Wszystko na nic. Cień zaczął się energicznie poruszać. Ukłonił się, czym tylko odsłonił światło, które wręcz sprawiało ból bohaterce.

Blok IV, pokój nr 4 (cz.1)

Opowiadanie II  Blok IV, pokój nr 4 (cz. 1) „ … może kiedyś był lekarzem, bądź jest po prostu pospolitym ćpunem” Panował półmrok. Odgłos łap uderzających o blaszaną podłogę odbijał się od ścian. Powodował je średniej wielkości, szaro-brązowy pies. Przywabił go zapach smażonego mięsa, o które tutaj nie było trudno. Biegł, niewzruszony widokiem zawalonego wnętrza budynku. Nagle rozległ się dźwięk pękającego stropu. Trzeba przyznać, że instynkt przetrwania zareagował w odpowiednim momencie. O mały włos, kilkuset kilogramowa pułapka nie spadło mu na głowę. Lekko wystraszony obwąchał gruz, po czym ruszył za zapachem celu podróży. Przybłęda nie zważał na potłuczone szkło, którego kawałki powoli kolekcjonował w łapach. Dalej galopował w odmęt budynku. Można tylko zadać sobie pytanie, czy ten pies jest tak zdesperowany, by narażać własne życie dla jedzenia, czy też najzwyczajniej w świecie głupi.

Dok MacMorter

Opowieść I Dok MacMorter „Trochę krwi jeszcze nikomu nie zaszkodziło…” - Pierdolone szczury! – niosło echo po uliczkach doków MacMortera. Ilość obelg posyłanych w kierunku gryzoni można było liczyć w setki, jak nie tysiące. Nie licząc pokaźnych stad tych małych ssaków, uroku dodawały sterty śmieci, które można było spotkać na każdym zakręcie. Okolicę oświetlał zachód słońca, który nie pomagał w zignorowaniu warunków sanitarnych, w jakich godził się pracować personel.. Był to wątpliwy komfort pracy, co z resztą można było się spodziewać po tym rejonie miasta. Wiecznie ciemne zaułki oświetlano zdawkową ilością latarni. Jeśli sprzyjał los to odwiedzenie ów zaułków kończyło się tylko na trwałym uszkodzeniu nóg.

Nowe otwarcie

Jak można było zauważyć, ostatnim czasy lekko narzekałem na formatowanie tekstu poprzedniego hosta bloga. Z przyczyn mniej, bądź bardziej konkretnych postanowiłem spróbować na platformie Google. Dodatkowo chcę posłużyć się tym blogiem, jako narzędziem dydaktycznym przy nauce obsługi Google Analytic, so... oto dokonał się transfer :D Kwesta akapitów już przestała mnie interesować... zwyczajnie w świecie  wszystko będzie równe i tyle w kwestii formatu. Jeśli ktoś chętny na replay, to poniżej zacytowałem tekst ze "Słowem wstępu":